Publikacje
Nasza Polska: z ks. prof. Dariuszem Kowalczykiem SJ z Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzym
- Prof. Małgorzata Fuszara została pełnomocnikiem rządu ds. równego traktowania. Czy „matka gender” w Polsce zmieni coś w polityce rządu i przesteruje go na bardziej lewicowe, feministyczne tory?
- Na lewicowe (w sensie światopoglądowym) tory Donald Tusk pcha swój rząd już od dawna. „Nie będziemy klękać przed księdzem” – to jedna z wypowiedzi Tuska będąca symbolem jego przyłączenia się do europejskiego lewactwa. W zdaniu tym nie chodziło oczywiście o jakieś klękanie przed księżmi, ale o sygnał dany partii, po jakiej stronie trzeba stawać w konkretnych sporach. Większość w Platformie Obywatelskiej (choć nie wszyscy) przyjęła ten kurs. Nawet tacy, którzy wcześniej deklarowali zupełnie inne poglądy, czego przykładem jest postawa Hanny Gronkiewicz-Waltz, która obecnie broni jak niepodległości gejowskiej tęczy na placu Zbawiciela, a profesora Chazana wyrzuca z pracy, kiedy ten pozostał wierny przysiędze Hipokratesa. Nominacja prof. Fuszary jest konsekwencją przyjętej linii. Ale pamiętajmy, że już jej poprzedniczka, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, odznaczała się lewacko-feministycznym patrzeniem na rzeczywistość. Oczywiście Fuszara jest jeszcze bardziej zideologizowana. Można się spodziewać, że nowa minister z rewolucyjną pasją będzie starać się wprowadzać w życie chore ideologie: gender, feminizm, promocję homoseksualizmu.
- Za takimi zmianami personalnymi zawsze idzie jakiś przekaz. Co w tym przypadku chciał zakomunikować premier Tusk?
- Nie wydaje mi się, aby Donald Tusk miał jakieś stałe poglądy. Prawdopodobnie jedyny jego stały pogląd to posiadanie władzy dla samej władzy. Do tego dochodzi zapewne lęk, co będzie, kiedy straci władzę. Przy czym nie chodzi tu o lęk o Polskę, ale o samego siebie. Stąd chęć schronienia się na jakiejś atrakcyjnej posadce unijnej. Tusk przy pomocy swych doradców analizuje sytuację w Europie i zapewne mu wyszło, że z punktu widzenia własnej kariery opłaca mu się skręcać w lewo. Gdyby wyszło mu coś innego, to byłby gotów mówić o potrzebie obrony wartości chrześcijańskich i tradycyjnego modelu rodziny. Tyle że teraz sytuacja w Unii Europejskiej jest taka, iż szybciej robi się karierę pokazując poparcie dla ideologii gender niż wspierając rodzinę złożoną z mamy (kobiety), taty (mężczyzny) i dzieci, które od początku mają płeć męską albo żeńską.
W Polsce zapewne większość ludzi nie popiera poglądów, które prezentuje prof. Fuszara. Jednak jest też prawdą, że owa większość albo nie wie, jakie poglądy ma mianowana na ministra pani Fuszara, albo nawet jak się dowie, to z różnych powodów szybko o tym zapomni i dalej dość łatwo da się manipulować. Dla premiera ważne jest to, że takie posunięcia, jak nominacja prof. Fuszary, podobają się największym mediom i potężnym lobby w Unii.
- Mówił ksiądz niedawno, że grupy uważane przez nowego pełnomocnika rządu ds. równego traktowania za zagrożone (feministki i homoseksualiści) nie potrzebują dodatkowego wsparcia. Dlaczego?
- Zadajmy sobie pytanie: jakie grupy w Polsce są najsłabsze? Kto z trudem wiąże koniec z końcem? Komu państwo powinno pomagać, mając na celu dobro wspólne? Z całą pewnością nie są to ludzie biorący udział w marszach LGBTQ (z ang. Lesbians, Gays, Bisexuals, Transgenders, Queers). Ci ludzie mają takie same prawa, jak inni obywatele, a to, że dwóch facetów nie może mieć dziecka, nie jest kwestią nierówności, ale natury. Jeśli dwóch panów chce współżyć pod jednym dachem, to ich prywatna sprawa, ale niech nie zmuszają całego społeczeństwa do „błogosławienia” ich upodobań i zmieniania znaczenia tak fundamentalnych pojęć dla ludzkiej cywilizacji, jak małżeństwo.
Przeczytałem niedawno książeczkę włoskiego dziennikarza i polityka, Mario Adinolfiego: „Voglio la mamma” (Chcę do mamy). Podtytuł brzmi: „Okiem lewicy, przeciwko fałszywym mitom postępu”. Tekst nadzwyczaj ciekawy, gdyż Adinolfi uważa się za człowieka lewicy, ale właśnie jako taki pozostaje bardzo krytyczny wobec współczesnych lewicowców, którzy na swych sztandarach wypisali takie hasła, jak aborcja, eutanazja, małżeństwa homoseksualne, gender. Zdaniem Adinolfiego istotą lewicowego poglądu na świat jest troska o najsłabszych, solidarność z cierpiącymi. Tymczasem mody panujące od lat na lewicy zdają się temu brutalnie zaprzeczać. Poglądy takich ludzi, jak pani Fuszara, są tego przykładem. Jeśli rzeczywiście potrzebny jest nam urząd ds. wyrównywania szans, to taki urząd powinien się zajmować niedożywionymi dziećmi, rodzinami z trojgiem i większą liczbą dzieci, którym trudno czasem wysupłać pieniądze na niezbędne rzeczy. Najsłabszymi są też dzieci nienarodzone. Czy naprawdę jest czymś postępowym i lewicowym – pyta Adinolfi, polityk lewicy – niszczenie dzieci najsłabszych, które najbardziej potrzebują opieki i wołają: chcę do mamy? Tego rodzaju praktyki nie są dla niego lewicowe, ale nazistowskie. Można by zauważyć, że nazizm, czyli narodowy socjalizm, był w gruncie rzeczy – jak sama nazwa wskazuje – ideologią lewicową.
- Prof. Fuszara współpracuje z ludźmi i organizacjami domagającymi się szerokiego dostępu do aborcji czy większych praw dla gejów i lesbijek (łącznie z adopcją dzieci). Premier już zapowiedział, że pani Fuszara będzie zajmować się ustawą o in vitro. Ona sama aktywnie zwalcza inicjatywy zakazujące mordowania nienarodzonych dzieci i robi to od 1989 r. Nie jest księdzu po ludzku zwyczajnie głupio, gdy widzi flirt niektórych księży, a nawet biskupów z Platformą Obywatelską Donalda Tuska, która wspiera to, co papież Jan Paweł II nazywał cywilizacją śmierci?
- Kościół nie identyfikuje się z żadną partią, bo jego nauczanie i misja przekraczają jakikolwiek porządek doczesny. Ale z drugiej strony Kościół ma prawo i obowiązek oceniać różne sytuacje społeczne, polityczne i gospodarcze, bo Ewangelia nie jest jakimś niebiańskim abstraktem, ale dotyczy ludzkiej egzystencji tu i teraz. Dobrą praktyką Kościoła we współczesnych demokracjach jest wskazywanie nie tyle konkretnej partii, na którą należałoby zagłosować, co wartości, które katolik powinien propagować, również poprzez głosowanie na polityków, którzy te właśnie wartości publicznie wyznają słowem i czynem.
Platforma Obywatelska prezentowała się na początku jako partia konserwatywno-liberalna, to znaczy liberalna w sferze gospodarki, a konserwatywna w sferze wartości. Zapewne wielu ludzi w tej partii takie poglądy miało i być może ma je do tej pory, tyle że zostali zepchnięci na boczny tor. Główny nurt Platformy w sferze światopoglądowej skręcił wyraźnie na pozycje lewicowo-liberalne, a w sferze gospodarczej partia ta nie buduje prawdziwie wolnego rynku z mocną klasą średnią, lecz kapitalizm postkolonialny, oparty na układach z największymi. Katolicy, którzy popierali przez całe lata PO, powinni czuć się coraz bardziej zmuszeni do postawienia sobie kilku ważnych pytań. A wcześniej powinni przypomnieć sobie m.in. nauczanie Jana Pawła II, które jest nauczaniem Kościoła. Na przykład słowa zapisane w encyklice „Evangelium vitae”: „Przerywanie ciąży i eutanazja są zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia”.
Niestety, doświadczenie europejskie uczy, że większość lewackich, antychrześcijańskich ustaw wchodziła w życie w różnych krajach przy biernej postawie katolików, a nawet przy wsparciu partii, które kiedyś zaczynały jako partie chadeckie, czyli odwołujące się do chrześcijaństwa. W dodatku sprawa prof. Chazana pokazuje, że środowiska, które reprezentuje pani Fuszara, uderzają w ostatni bastion, a mianowicie w ludzkie sumienie. Pogląd, że nie można być dobrym lekarzem ginekologiem, jeśli – zgodnie z wiedzą naukową i własnym sumieniem – nie chce się przykładać ręki do aborcji, jest zupełną aberracją. I właśnie tego rodzaju aberracji będzie bronić prof. Fuszara, wspierana przez premiera Tuska.
Wywiad ukazał się w tygodniku "Nasza Polska" nr 32 (979) 5 VIII 2014