Publikacje
…JEST MODLITWĄ… recenzja w "Egzorcyście" [dla KSD]
There was a problem loading image 'images/Juliusz Gałkowski.jpg'
There was a problem loading image 'images/Juliusz Gałkowski.jpg'
… jest modlitwą …
Tworzenie ikon w swej zasadzie nie różni się niczym od modlitwy. I chociaż są to zazwyczaj czynności odmienne od tego co zazwyczaj kojarzymy z zwracaniem się do Boga, to można śmiało twierdzić, że nie tylko nie ma żadnych zasadniczych różnic, możemy wręcz mówić, że tworzenie ikon jest modlitwą. Jest to jednakże specyficzny sposób mówienia do Stwórcy. Malowanie (wielu stanowczo twierdzi, iż należy mówić „pisanie”) obrazów świętych jest modlitwą odmienną od innych z dwóch powodów. Po pierwsze, malując ikonę bierzemy aktywny udział we Wcieleniu. Od czasu sporów z „niszczycielami obrazów” wiemy, że czcimy nie obraz lecz Tego, który jest na nim wyobrażony. Że bez pojawienia się na ziemi Wcielonego Słowa – prawdziwego obrazu prawdziwego Boga – nie możliwy byłby kult obrazów. Ba… niemożliwe byłoby nawet ich tworzenie, gdyż nadal obowiązywałby zakaz z pierwszego przymierza. Idąc dalej możemy twierdzić, że jest ten rodzaj modlitwy i aktywności, które włączają nas w Boży akt tworzenia. Jan Paweł II w swym Liście do artystów pisze wprost: Bóg powołał zatem człowieka do istnienia, powierzając mu zadanie bycia twórcą. W «twórczości artystycznej» człowiek bardziej niż w jakikolwiek inny sposób objawia się jako «obraz Boży» i wypełnia to zadanie przede wszystkim kształtując wspaniałą «materię» własnego człowieczeństwa, a z kolei także sprawując twórczą władzę nad otaczającym go światem. Boski Artysta, okazując artyście ludzkiemu łaskawą wyrozumiałość, użycza mu iskry swej transcendentnej mądrości i powołuje go do udziału w swej stwórczej mocy. Udział ten nie umniejsza oczywiście nieskończonego dystansu między Stwórcą a stworzeniem, na co zwracał uwagę kardynał Nicola Cusano: «Sztuka twórcza, którą człowiek ma szczęście gościć w duszy, nie jest tożsama ze sztuką w znaczeniu istotowym, czyli z Bogiem, ale jest jedynie sposobem jej przekazywania i udziałem w niej» Ale jest jeszcze jedna istotna różnica: malowanie ikon jest czynnością obejmującą wszystkie elementy życia ludzkiego, jego aktywności. To jest wysiłek fizyczny – każdy artysta może opowiedzieć o tym jak męczą godziny pełnego skupienia operowania pędzlem. Ale też wysiłek intelektualny, gdyż prawdziwy malarz wie nie tylko jak chce malować ale także co chce malować. Zresztą technologia jest też wiedzą. Malowanie ikon jest wreszcie związane z wysiłkiem duchowym. Całe traktaty spisano starając się wskazać jak duch twórcy może zbliżać się do Stwórcy. Jest więc to taka najprawdziwsza oratione perpetua, gdyż nie kończy się po odłożeniu pędzla i wyschnięciu farby. Okres między powstaniem jednej a drugiej ikony nie jest czarną dziurą i zanikiem życia duchowego. Gdyż – zgodnie z myślą Jana Damasceńskiego - całe stworzenie odbija w sobie blask samego Stwórcy i jest przez to w swej istocie dobre. Ostatecznym tego potwierdzeniem stało się Wcielenie Syna Bożego, nadające sens i rację bytu przedstawieniom materialnym. Zatem harmonijne przedstawienie owej wspaniałości i piękna Boga jest możliwe tylko dla szlachetnej duszy, gdyż tylko wtedy możliwe jest odbicie światła płynącego z góry. Ale jest to możliwe tylko dlatego, że całe stworzenie jest dobre, co widział Bóg, gdy na nie patrzył w szóstym dniu. Ludzka aktywność, kontemplacja i wiedza są wspaniałą drogą ku Niemu tylko na zasadzie gdy, tak jak i świat sam, jest odbiciem jego obecności i tworzenia. Wydawnictwo Jedność oferuje nam już drugie wydanie książki Mała Cisza, Michała Płoskiego – jednego z najwybitniejszych polskich twórców ikon. Michał – mam ten zaszczyt, że jesteśmy „po imieniu” – jest nie tylko wybitnym artystą (chociaż nie lubi jak o nim tak mówić, woli twierdzić, że jest wprawnym rzemieślnikiem) lecz także głębokim myślicielem i autorem ważkich tekstów (część z nich można było poznać za pośrednictwem miesięcznika WIĘŹ), wreszcie chrześcijaninem głęboko zaangażowanym w proces pojednania pomiędzy kościołami katolickim i prawosławnym. Podjął swego czasu studia teologiczne i nawet przez pewien czas pracował jako katecheta. Lecz należy dodać, tytułem nie tyle sensacyjki, co uczciwego opisu jego drogi życiowej, że Ta skrótowo opisana historia życia była swoistym powrotem do Boga i Kościoła. I tak całe życie Michała Płoskiego było przygotowaniem do jego aktywności czyli pisania ikon, robi niemalże od 30 lat. Ale było też przygotowaniem do jeszcze jednego istotnego elementu jego życia. Było przygotowaniem do trwania w ciszy. I nie chodzi tylko o wspaniałą samotnię w Górach Świętokrzyskich, gdzie spędzają z żoną wiele czasu , ale także o ciszę wewnętrzną, duchową, bez której niemożliwa byłoby jego twórczość. Gdyż tylko cisza otwiera nas na głos Boga. Mała cisza jest zapisem refleksji Michała Płoskiego nad życiem, nad twórczością i konkretnymi dziełami. Nie umiem się powstrzymać od podzielenia się pewnym podstawowym skojarzeniem jakie powstało we mnie po przeczytaniu książki. Swego czasu wielcy święci propagowali „małe” sprawy. Tereska mówiła o „małej drodze”, a Karol de Foucault mówił swoim małym braciom aby naśladowali ukryte życie Zbawiciela. Mała cisza – codzienna i spokojna – w której zanurzone jest duchowe życie Michała Płoskiego i jego żony, jest najpiękniejszą drogą do Boga. Ale w tym pięknie jest skromność i cisza właśnie. Jeżeli ktoś zadaje sobie pytanie o możliwość uzyskania zbawienia w życiu codziennym (a któż go sobie nie zadaje) to powinien przeczytać Małą Ciszę, że nie wspomnę o wcześniejszych zapiskach autora. Tym bardziej, że jest to książka wpisująca się w prastary nurt chrześcijańskiej cywilizacji, od Wyznań Augustyna po Zapiski więzienne Wyszyńskiego ciągnie się zapis duchowych zmagań. Uczeni nadali im nazwę dziennik intymny. Nie chodzi o to by czytelnik był epatowany tym co powinno być skryte, lecz o fakt że jest włączany w najgłębsze tajemnice życia autora. Tym najgłębszym poziomem jest osobista relacja z Bogiem. Zatem widać wyraźnie, że pisanie jest komplementarne do malowania. Jest modlitwą, jest życiem i sposobem na ukazywanie blasku bożego na tym świecie. Znajdujemy w książce wspomnienia z dzieciństwa i wojska, a także z pracy. Jest piękne słowo o Matce autora i jej śmierci ale przede wszystkim o tworzeniu ikon. Ma bowiem ta książka jeszcze jeden walor – poznawczy. Michał Płoski od lat trudzący się nad trudną (ta gra słów nieprzypadkowa drogi korektorze) materią malarską jest także wybitnym teologiem i znawcą ikonografii ikon. Jego opisy powstawania poszczególnych ikon to coś więcej niż tylko osobiste refleksje. Polecam wszystkim wspaniały fragment poświęcony ikonie zstąpienia do otchłani (czyli tak naprawdę Zmartwychwstania) . To jest nie tylko wytłumaczenie widzowi znaczenia poszczególnych elementów, ale także omówienie duchowości, która ciągnie się od czasów autorów apokryfów do początków XXI wieku. Gdy ojcowie soborowi zebrani w Nicei ponad 1200 lat temu rozprawiali o kulcie obrazów i Wcieleniu Boga nawet nie przypuszczali, że gdzieś w Górach Świętokrzyskich na dalekiej i barbarzyńskiej północy po wielu pokoleniach będzie mieszkał i tworzył ich następca. Ponieważ na swoim najgłębszym poziomie jest Mała Cisza kontynuacją dzieł Jana z Damaszku, Terezjusza oraz wielu biskupów, wtedy jeszcze nie podzielonego, Kościoła. I swoimi słowami powtarza za nimi: (…) orzekamy z całą dokładnością i z troską o wiarę, że przedmiotem kultu powinny być nie tylko wizerunki drogocennego i ożywiającego Krzyża, lecz tak samo czcigodne i święte obrazy malowane, ułożone w mozaikę lub wykonane innym sposobem, które umieszcza się ze czcią w świętych kościołach Bożych, na naczyniach liturgicznych i na szatach, na ścianach czy na desce, w domach czy przy drogach (…)
18 styczeń 2014 19:19 J
Juliusz Gałkowski - historyk sztuki, publicysta, bloger, redaktor strony internetowej Miesięcznik Egzorcysta