Aktualności
KSD: Wywiad z Pawłem Miterą
Wywiad Ksd.media.pl:
Z red. Pawłem Miterem, członkiem kandydatem KSD, autorem prowokacji telewizyjnej pobitym 24 marca, rozmawia Robert Wit Wyrostkiewicz
- Co się stało feralnego 24 marca?
- Wracając do domu pomiędzy godziną 20.00 a 21.00 przed osiedlem strzeżonym, na którym mieszkam zostałem zaatakowany przez dwóch mężczyzn. Wbijając kod do bramki wejściowej usłyszałem pytanie: - Czy Pan Miter? Reagując na swoje nazwisko odwróciłem się. Zostałem dwa razy uderzony w twarz z otwartej dłoni przez pierwszego z mężczyzn. Upadłem na ziemię z przewieszonym laptopem rozsypując przy tym niesione dokumenty. Druga osoba kopnęła mnie boleśnie w kolano. Po wszystkim miałem całe kolano zdarte, opuchnięty policzek, sine oko i ukruszony przedni ząb pęknięty od wewnętrznej strony, co stwierdził później stomatolog. Po wymierzeniu mi ciosów zapytałem „Skąd jesteście?” Zadałem nawet pytanie „Czy jesteście od Czarzastego?” Odchodząc jeden z nich powiedział mi, że na drugi raz będę uważał z jaką hieną rozmawiam i z jaką gazetą. Wiem, że Włodzimierz Czarzasty 18 marca nazwał na swoim blogu „hieną roku” redaktor Agnieszkę Kublik, z którą rozmawiałem o mojej prowokacji. Możliwe również jest to, że pobicie miało związek z moim ostatnim zdaniem z wywiadu opublikowanego przez „Naszą Polskę”, gdzie nie tylko poinformowałem o SMS-ach z groźbami, ale na koniec zapowiedziałem ujawnienie nieprawidłowości na linii prokuratura - ministerstwo sprawiedliwości - premier rządu. Może stąd wynikała ta interwencja u mnie pod domem. Sprawcy szybko odjechali ciemnym fordem na wrocławskich numerach z literami DW, ale całej rejestracji nie zapamiętałem.
- Ma Pan jeszcze ochotę do dalszego mocowania się z upublicznianiem upolitycznienia telewizji publicznej?
- Dopiero kiedy zostałem pobity zdałem sobie sprawę, że SMS-y, które otrzymywałem, anonimowe telefony, które odbierałem; że te pogróżki zaczęły się realizować. Kiedy mówiłem przed pobiciem o SMS-ach z pogróżkami nie brałem ich jeszcze zupełnie serio. Po pobiciu zacząłem się bać. Na drugi dzień jeszcze się bałem, ale potem zdałem sobie sprawę, że nie mogę jedynie żyć strachem i że tu chodzi o coś więcej.
- Czy strach sparaliżował Pana na tyle, że nie zrobił Pan obdukcji i późno zgłosił zajście na policji?
- Sprawę zgłosiłem na policji tego samego dnia. Po pobiciu dzwoniłem pod numer 112 i informowałem o zajściu. Również tego samego dnia pojechałem na komisariat przy ul. Jaworowej. Policjant wysłuchał mnie z wyczuwalną niechęcią, ale powiedział, że przyjął moje oświadczenie o zajściu i poprosił abym przyszedł następnego dnia po notatkę z zajścia. Nazajutrz pojechałem na komisariat na Jaworową, ale tym razem powiedziano mi, że moje osiedle podlega komisariatowi na ul. Traugutta na Rakowcu. Tam musiałem raz jeszcze opowiedzieć o zajściu i dopiero oni podobno odnotowali tę sytuację. Policja poinformowała mnie, że obdukcja jest niezbędna kiedy wszczynam postępowanie, ale jeśli nie znam sprawców, nie pamiętam numeru rejestracji, a w miejscu zajścia nie było kamer, to są nikle szanse na identyfikację kogokolwiek. Polecono mi formę notatki policyjnej, w której policjant na moją prośbę opisał obrażenia, które u mnie widział w tym dniu. Byłem potem u lekarza pierwszego kontaktu, który opisał opuchnięte i odarte kolano, zadrapania naskórka na ręce i na dłoni, spuchnięty policzek pod oczodołem i ukruszony ząb. Teraz słyszę już różne komentarze i mam wrażenie, że każdy temat jest dla niektórych mediów ważniejszy niż to co ujawniłem - upolitycznienie TVP. Sedno sprawy schodzi niestety na drugi plan.