Publikacje
Termopile 1944 - Prof. dr hab. Lucjan Piela
fot. Dominik Różański "Niedziela" |
Czołgi amerykańskie i francuskie spychają obronę niemiecką, są już koło Paryża. A Paryż z niezrównanymi, bezcennymi skarbami światowej kultury, szalony i nieodpowiedzialny, decyduje się na podjęcie walki zbrojnej! Wybucha powstanie. To było w sierpniu roku pamiętnego 1944. Zanotujmy, mając na uwadze poniższe paralele, że armia amerykańska nie zatrzymuje czołgów na Sekwanie i nie czeka aż powstańcy się wykrwawią a Paryż zostanie zniszczony. Także nie aresztuje i nie rozbraja powstańców i partyzantów, nie wywozi ich „na białe niedźwiedzie”. Powstanie w Paryżu trwało jedenaście dni, oznaczało ponad 1600 zabitych, w tym 600 ofiar spośród ludności cywilnej, a Francja nie oskarża powstańców o nieodpowiedzialność, jest z powstania dumna.
Powstanie Warszawskie wybuchło w tym samym sierpniui mogłoby w zasadzie wyglądać podobnie jak paryskie, ale w Warszawie historia potoczyła się całkiem inaczej. Próbuję wczuć się w sytuację dowództwa polskiego. Najważniejsze to przewidzieć rozwój wypadków, ale przewidywanie przyszłości to bardzo trudna rzecz. Przede wszystkim, scenariusz najbardziej prawdopodobny nie musi się ziścić. Oto przykład. Matematyka mówi, że najbardziej prawdopodobna suma oczek przy rzucie dwiema kostkami do gry to 6. Teraz, Czytelniku, rzuć dwie kostki (albo rzuć dwa razy jedną kostką). Czy wyszło Ci 6? Na taki wynik masz tylko... 11% szans. Wyobraź sobie teraz, że od twojej decyzji, jaki wynik obstawić, mogłoby zależeć życie... Widać, jak brzemienne w skutki bywają decyzje.
Z tego powodu tak ważne jest, aby mieć zawsze scenariusz zapasowy. Tylko że w sierpniu 44 wszystkie scenariusze prowadziły do dramatu. W moich rozważaniach nie sugeruję się tym, co teraz wszyscy wiemy. Gdybym miał wtedy planować, też nie odgadłbym biegu historii. Któż mógł przewidzieć, że niezwykłe, wręcz nielogiczne zatrzymanie rozpędzonej sowieckiej ofensywy, nawet za cenę większych ofiar własnych w następnym roku, mogło być na rękę i ZSRR, i III Rzeszy, i że dojdzie tu do „współpracy ponad podziałami” z myślą o dalekiej przyszłości? Nawet jeśli przeczuwałbym, że powstanie będzie militarnie nieudane i skończy się hekatombą polskiej krwi, to raczej zakładałbym, że to będzie krew rozlana przez Sowietów i to już po rozbiciu Niemców. Dlaczego? A jakiż wódz zatrzymuje wojska w trakcie zwycięskiej ofensywy dając wrogowi bezcenny czas na zorganizowanie obrony? Dla Stalina racjonalne byłoby kontynuowanie rozpędzonej ofensywy (w środku lata!) i gonienie Niemców na całym froncie, aby dotrzeć jak najdalej na Zachód, a następnie wyduszenie AK przez NKWD w Warszawie, całej Polsce a potem jeszcze na Syberii.
Sowieci mieli milionowe uzbrojone po zęby armie, w masowym terrorze byli wybitnymi specjalistami i Polacy w Warszawie z jednym pistoletem na trzech żołnierzy nie byliby dla nich znaczącym problemem. NKWD, osławiona sowiecka służba bezpieczeństwa, przebiegła jak wąż, zapewniła też sobie współpracę „prawdziwych polskich patriotów”, od Wandy Wasilewskiej, przez Jakuba Bermana po Bolesława Bieruta. Ile byłoby jej ofiar? Nie wiadomo. Nigdy nie dowiemy się, co przyniósłby alternatywny scenariusz historii... Nie ulega zatem wątpliwości, że każda decyzja Państwa Podziemnego skończyłaby się śmiercią wielu tysięcy, bo ani jedni okupanci, ani drudzy nie chcieli dopuścić do Polski suwerennej. To jest istota problemu. Sytuacja jak z greckiej tragedii.
A oto i prawdziwa grecka tragedia rozegrana także w sierpniu, ale roku 480 p.n.e. Przy porównaniu tych trzech sierpni pozwól mi, Czytelniku, na bardzo niekonwencjonalny opis tych dawnych wydarzeń. Ponad 300-tysięczna armia perska, której wielkość przeraziła Grecję, dowodzona przez króla Persów Kserksesa próbowała wejść na drogę do Aten. Niezwyciężona armia była złożona z przedstawicieli narodów zamieszkujących wszystkie cieszące się „prawdziwą wolnością” perskie satrapie. Król Persów „z czystej troski o dobro Grecji” zamierzał uwolnić tę ostatnią od zbrodniczego ustroju zwanego demokracją. Sprzyjało mu szczęście, bowiem „prawdziwi patrioci greccy” zorganizowali się w związek, którego ważną postacią był Demaratos, wcześniej zmuszony do szukania w Persji schronienia przed greckim wymiarem sprawiedliwości. Teraz doradzał armii perskiej atakującej jego kraj, jak skutecznie wprowadzić tam „ład i porządek”.
Armia ta miała jednak problem, musiała przejść przez Termopile, wąski wąwóz prowadzący do Aten. W nim zabarykadowali się obrońcy, 300 Spartan i kilkuset innych greckich wojowników pod wodzą Leonidasa. Byli to żołnierze wybrani, najdzielniejsi z dzielnych. Tylko dwóch wymówiło się od walki chorobą oczu. Jeden okupił potem chwilę słabości bohaterską śmiercią w walce, drugi się powiesił. Obrona wąwozu podczas trzech sierpniowych dni zakończyła się klęską Persów. Jednak oprócz obrońców historia zapamiętała pewnego „greckiego internacjonalistę”, który nazywał się Efialtes z Trachis. Dla niego i Spartanie, i w ogóle Grecy, byli ludźmi „nieodpowiedzialnymi”. On, „realista i prawdziwy patriota”, chcąc oszczędzić narodowi niepotrzebnych cierpień, a także mając na względzie własną karierę, zgłosił się do wrogiej armii i wskazał jej jedyne obejście Termopil ścieżką ukrytą w górach. Gdy wiadomość o tym dotarła do obrońców, Leonidas wiedział, że to koniec. Postanowił jednak związać siły perskie, aby dać Atenom bezcenny czas. Historycy zanotowali, że gdy Kserkses nakazał mu złożyć broń, usłyszał krótką odpowiedź: „Chodź i weź”. Wszyscy obrońcy Termopil zginęli, ale po tej klęsce Grecy ostatecznie odnieśli zwycięstwo.
Pora na zadumę nad tymi trzema sierpniami. Ofiary złożonej w roku 1944 w Warszawie nikt nie jest już w stanie cofnąć. Stało się. Z warszawskiej tragedii greckiej można jednak wyprowadzić wielką wartość. Powstanie Warszawskie jest takim samym jasnym punktem odniesienia jak Termopile. Punktem najwyższych wartości męstwa i poświęcenia potrzebnym każdemu narodowi, także Polsce, także naszej większej ojczyźnie Europie, kiedyś przyciągającej innych wyżynami kultury i intelektu, dziś opanowanej przez przewrotnych inżynierów społecznych, wyzutej z myśli, zdemoralizowanej i tchórzliwej. Potrzebny jest także w życiu nam wszystkim, szaraczkom, którzy walczymy z przeciwnościami dnia codziennego. Aby na świecie były takie pojęcia jak Prawda, Dobro, Piękno, Honor i Miłość Ojczyzny muszą istnieć przykłady takie jak Termopile, walka Polaków na wszystkich frontach II Wojny Światowej, Powstanie Warszawskie i może największe bohaterstwo – to w katowniach stalinowskich. O nim myślał poeta pisząc potajemnie:
A może tych punktów odniesienia lepiej nie mieć i podobnie jak za króla Sasa oprzeć się na beztroskim grillowaniu i na haśle „żyj i dać żyć innym”, bardzo humanistycznie brzmiącej dewizie kanciarzy i łapówkarzy? Ich niepewne, rozbiegane oczy widzimy codziennie w telewizji. I możemy zastanawiać się bez końca i spierać się bez końca, co należało zrobić, jaką decyzję podjąć w Warszawie w sierpniu ‘44. Czy Leonidas i jego towarzysze nie powinni pójść na współpracę z towarzyszami z NKWD, ocalić swoje cenne życie, wstąpić do perskiej zjednoczonej partii? Jeśli nie dla siebie, to przecież dla dobra swoich dzieci, które mogliby dobrze urządzić w nowym systemie. A mieli dzieci, Leonidas wziął do walki tylko tych Spartan, którzy mieli syna. Efialtes z Trachis, Hieronim Radziejowski, Janusz Radziwiłł, Szczęsny Potocki, Adam Poniński, Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kohn, Bolesław Bierut, Władysław Gomułka, Wojciech Jaruzelski i im podobni podają nam właśnie taki przykład jako wzór i przekonują o racjonalności w swoich wyborach. Problem w tym, że nie widzimy, aby ich życie wydało jakieś wartościowe owoce, a ich współpraca z najeźdźcą wynikała z troski o naszą przyszłość. To tamci, którzy padli na barykadach, są czyści i jaśni.
Na pytanie o sens Powstania Warszawskiego należy zatem odpowiedzieć mając na uwadze dłuższą perspektywę czasową, perspektywę życia narodu, również determinację nowych pokoleń, które broniły Polski w następnych latach, choćby 1956 czy 1981, przed najbardziej krwiożerczym reżimem pod względem liczby ofiar. Spójrzmy na mapy polityczne świata przed 1989 rokiem i po nim. To w dużej części dzięki Polsce z pamięcią Powstania Warszawskiego, ze wstrząsającym wołaniem św. Jana Pawła II w Warszawie, system rozciągający się na pół świata, wydawałoby się nie do obalenia, grożący zagładą jądrową, poniósł największą klęskę geopolityczną XX wieku. Zawalił się od Łaby do Mongolii, a dziesiątki narodów uzyskało wolność. Skala bez precedensu w historii. Największe z największych zwycięstwo wolnych ludzi. Powstańcy Warszawy mają w nim swój udział.
Prof. dr hab. Lucjan Piela Specjalista chemii kwantowej, były Dziekan Wydziału Chemii UW, związany z uczelniami we Francji, Belgii, USA, Członek Belgijskiej Akademii Królewskiej i Europejskiej Akademii Nauk, autor ok.100 międzynarodowych publikacji, w tym wykorzystywanego na całym świecie podręcznika dla doktorantów.