Publikacje
KSD ZA GAZETĄ OBYWATELSKĄ - autor: Paweł Zyzak
There was a problem loading image http://gazetaobywatelska.info/static/js/kcfinder/upload/image/Autorzy/zyzak.jpg
There was a problem loading image http://gazetaobywatelska.info/static/js/kcfinder/upload/image/Autorzy/zyzak.jpg
Wałęsa i politycy - Paweł Zyzak
Dodano: 2014-01-17 10:33:07
Niejako przymuszony wracam do sylwetki Lecha Wałęsy i jego problemów. Wałęsa zapewne wstrząśnięty wieściami, że film opowiadający jego dzieje, nie otrzyma filmowego Nobla, wyładował swój gniew na książce będącej alternatywą dla scenariusza Andrzeja Wajdy. Nie tylko na niej: „Ja powiedziałem, że będę kolejno zabierał się za tych ludzi”. Miał tu na myśli historyków z „listy”, którą opublikował niegdyś na swym blogu. Wszystkim jakoby zamierza również dać wybór: „jeśli dadzą dobre odszkodowanie” za to, co o nim napisali, on i jego ludzie „zrezygnują z prawnego postępowania”.
Oczywiście najpewniej sprawa skończy się już teraz, na wzroście sprzedaży wydanej w wydawnictwie „Zysk i S-ka” książki Sławomira Cenckiewicza: „Wałęsa. Człowiek z teczki”. Nie oznacza to bynajmniej, że Wałęsa nie mówił poważnie. Wręcz przeciwnie. W moim głębokim przekonaniu jest to człowiek, który, gdyby mu zaoferować godziwy procent ze sprzedaży piętnującej go książki, gotów byłby wystąpić na jej promocji. Tak właśnie. Mamy do czynienia z przeciwieństwem „Diogenesa, człowieka z beczki”. By rozwiązać „zagadkę Wałęsy”, należy spłycić problem do granic oporu, maksymalizując dane liczbowe.
Doktor honorowy
I nie chodzi mi o wątpliwe poczucie humoru, które Wałęsa demonstrował np. w lutym 1981 r., zwierzając się pewnemu niemieckiemu dziennikarzowi, że „pracuje po 48 na dobę”. Chodzi o rzecz znacznie ważniejszą. W kwietniu tego samego roku francuski dziennikarz z „France Soir” zapytał Wałęsę o rzecz, która „dziwi wielu Francuzów, a w każdym razie, która dziwi mnie osobiście”. „W jaki sposób doszło do tego, że ty – kontynuował – człowiek niewykształcony, który w zasadzie nie przeczytał żadnej książki, mogłeś zostać szefem »Solidarności« i człowiekiem niewątpliwie najważniejszym w Polsce? Z tego punktu widzenia jesteś być może jedynym przypadkiem w nowożytnej historii”.
Wałęsę wcięło. Jak były elektryk wyszedł z tej zasadzki, którą, żeby było śmieszniej, zastawił na siebie sam, chwaląc się zagranicy, że jest „doktorem”, który nie przeczytał żadnej książki? „Trudno mi wypowiedzieć się na ten temat. – rzekł – […] W każdym razie, nie jestem sam w «Solidarności». Otaczają mnie ludzie wykształceni, ludzie tacy jak Andrzej Gwiazda. Wielu ludzi pracowało ciężko, aby stworzyć «Solidarność». Nie byłem sam”.
Wałęsa, że użyję języka fizyki, należy do fenomenów wszechświata, jakie autentycznie warto wyjaśniać. I wyłącznie ta jedna, acz „bezgraniczna” rzecz jest w tej postaci interesująca. Fascynuje, że bohaterem świata został człowiek, który do 13 grudnia 1981 r. udzielił korespondentom zachodnim setek wywiadów, marnując przy tym setki bezcennych godzin, przy każdej z nich przybliżającej „Solidarność” do „rozwiązania siłowego”. Promując swoją szacowną postać, Wałęsa jednocześnie usuwał i niszczył ludzi, takich jak Gwiazda.
Zgłębianie zakamarków umysłu Wałęsy, czy też interpretowanie jego dziwnych anegdot, jest marnowaniem kolejnych godzin. Cały proces winien rozpocząć się od przepytania Wałęsy z tabliczki mnożenia. Jak powiedział Stefan Nędzyński, który przez łagry i II Korpus trafił na szczyty świata związkowego, Wałęsa to „wyjątkowa osobowość, ale przy bliższym poznaniu traci”…
Agent
Na koniec przejdźmy do meritum naszych rozważań. W rzeczywistości do napisania tego tekstu skłonił mnie pewien powszechny pogląd. Jedna z dziennikarek na owe książkowe groźby noblisty zareagowała wnioskiem, że gdyby się przyznał do pseudonimu „Bolek” na początku lat 90., miałby święty spokój.
Czym różni się osoba krytykująca książkę, której nie przeczytała, od osoby, która broni książki, której nie przeczytała? Z książek o Wałęsie dowiadujemy się o coraz to nowych, oplatających go powiązaniach, zobowiązaniach, winach itd. Do czego więc Wałęsa miał się przyznać? Do tego, czego społeczeństwo dowiedziało się o nim w 1992 r., czy też może do tego, czego dowiedziało się o nim po 2008 r., a może do tego, czego jeszcze się o nim nie dowiedziało?
Historycy powoli godzą się z faktem, że sama tylko „agenturalna” biografia Wałęsy ani nie rozpoczęła się na 1970 r., ani nie zakończyła w roku 1976. Jeśliby grzebał w sprawach powiedzmy finansowo-osobistych, znalazłoby się pewnie znacznie więcej „amunicji”, znacznie mocniejszego kalibru. I to, pamiętajmy, na człowieka bynajmniej nie odważnego i bez żadnego kośćca moralnego.
„Taki mam charakter, mam zwyczaj mówienia zawsze prawdę w oczy. – przekonywał w styczniu 1981 r. dziennikarza „Corriere della Sera” – […] Nie przewróciło mi się w głowie i mam nadzieję, że to nigdy nie nastąpi”.
Polityk
Rozważania typu: „gdyby się tylko przyznał…”, w ograniczonym tylko stopniu tłumaczą wielki zawód społeczny. Ich źródeł doszukiwałbym się pośród polityków, którzy z Wałęsą kiedyś współpracowali. Nie oceniam ich „taktyki”. Niemniej, jako na współtwórcach mitu Wałęsy ciąży na nich „klątwa Wałęsy”, swego rodzaju psychologiczna blokada. Pozornie chroni ich ona przed spadkiem samooceny, ale w efekcie obniża jakość polskiej polityki.
Zwracam uwagę na pewien automatyzm czy też odruch, którego ofiarami padają dziennikarze i historycy. Politykowi wolno się usprawiedliwiać, natomiast ludziom pióra znacznie lepiej wychodzi dociekanie i doinformowywanie społeczeństwa, niż kopiowanie przemyśleń polityków.
Nazwiska, takie jak Wałęsa, pojawiają się zresztą na ustach dziennikarzy „prawicowych” z zadziwiającą częstotliwością. To dowód silnego oddziaływania także obozu przeciwległego. Za potępieniem i udawaną pogardą, kryje się zawód czy wręcz fascynacja „prawicy” potęgą „salonu”. Jakby nie dostrzegała ona prostego faktu, że samo przemilczanie nazwiska takiego np. redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” jest dlań niewyobrażalną torturą.