Publikacje
GO - o nocy strasznej, 13.XII.1981
There was a problem loading image http://gazetaobywatelska.info/static/js/kcfinder/upload/image/Janusz%20Wolniak/13%20grudnia.jpg
There was a problem loading image http://gazetaobywatelska.info/static/js/kcfinder/upload/image/Janusz%20Wolniak/13%20grudnia.jpg
AKTUALNOŚCI
Tak było - Noc z 12 na 13 grudnia 1981 r.
Dodano: 2013-12-13 19:32:45
Po pierwszej w nocy czytam książkę. Słyszę za oknem warkot samochodu, wyglądam, bo z tej strony nie ma jezdni. Widzę fiata MO buksującego w śniegu pod oknem. Budzę żonę – to po mnie.
Akcja
Głośne pukanie – podchodzę do drzwi, patrzę przez wizjer. Widzę cywila w brązowej kurtce. Tłumaczę cicho żonie, że to milicja po mnie, niech nie otwiera i powie, że mnie nie ma.
Teraz już walą w drzwi. Wcześniej pytał się, czy tu mieszkam. Żona ich prosi, żeby byli cicho, bo są małe dzieci, jest sama, bardzo się boi i jest w ciąży. Oni walą na całego, grożą, że wywalą drzwi.
Ubieram się, postanawiam uciekać przez balkon (podwyższony parter ul. H. Sawickiej 6/1), za oknem jednak stoi sołdat z peemem. Tamci łomoczą, dzieci płaczą. Ujawniam się, wołając, że ich nie wpuszczę, bo od 22 do 6 nie mają prawa wchodzić.
Zaczynają wyważać drzwi, doskakuję i otwieram, bo zamek już odpada. Wpadają, jest ich czterech: pierwszy w mundurze lotnej w stopniu podporucznika, drugi – zwykła milicja, chyba chorąży, trzeci – zomowiec w moro z karabinem i łomem w ręku.
Dowódca – cywil pyta o maszynę do pisania, telefon i maszyny poligraficzne. Wszyscy są jakby roztargnieni, ja jestem przerażony, żona i dzieci już nie tylko płaczą, ale wyją rozpaczliwie. Nie mogę słuchać tego krzyku, cały dygoczę. Każą mi szybko się ubierać, żądają dowodu osobistego, robią pobieżną rewizję, na postrach rozwalając książki. Chcę jak najszybciej wyjść. Żądam jeszcze wyjaśnień, nic nie chcą powiedzieć.
Strach i ulga
Całuję dzieci i żonę po zalanych łzami policzkach. Wychodzimy. Towarzyszy nam niesamowity krzyk rozpaczy dzieci i żony.
Jedziemy, nie znają Kielc. Myślałem, że wiozą mnie do aresztu. Ale nie. Kończy się miasto. Las. Co to za banda? Czy chcą mnie rozwalić? Czemu tak krótko pożegnałem dzieci? Bezbrzeżny żal.
Nagle skręcamy – do nowo wybudowanego więzienia. Widzę kolegów. Co za ulga! Żal puszcza. To najszczęśliwsza chwila mojego życia, jakbym się na nowo narodził.
Atomizacja społeczeństwa
Ta noc wpłynęła na całe moje dalsze życie, ale wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Dziesięciomiesięczny pobyt w więzieniu był dla nas swoistym sprawdzianem.
Stan wojenny okazał się być momentem przełomowym nie tylko dla „ Solidarności”, ale dla całego społeczeństwa, które uległo atomizacji na olbrzymią skalę.
Strach, jaki zrodził się w ludziach, oraz nasilenie komunistycznej propagandy sprawiły, że w mentalności społecznej doszło do nieodwracalnych zmian.
Mirosław Domińczyk
założyciel świętokrzyskiej „Solidarności”