Aktualności
Prof. Doboszyńska: nie nosząc maseczki, zachowujemy się w sposób egoistyczny - za Polskieradio 25.pl [rozmawia red.Sabina Tretter]
Sabina Treffler (PolskieRadio24.pl): Kilka dni temu, gdy w Polsce z dnia na dzień zaczęliśmy odnotowywać coraz większą liczbę zakażeń koronawirusem, napisała pani list do swoich pacjentów i znajomych niezwiązanych ze służbą zdrowia. Wiem też, że kontaktuje się Pani ze swoimi pacjentami poprzez platformę internetową i przypomina im w krótkich wiadomościach o konieczność stosowania się do aktualnych zaleceń.
Prof. Anna Doboszyńska: To prawda. List trafił częściowo do pacjentów, ale również - za pośrednictwem administracji budynku, w którym mieszkam – także do okolicznych mieszkańców. Całkiem niedawno ogłoszono, że klatki schodowe i drzwi zostaną zdezynfekowane specjalistycznym sprzętem, więc odpowiedziałam, że jednorazowa dezynfekcja jest niewystarczające i zaproponowałam, żeby powiesili również zbiorniki z płynem do odkażania przy wejściu do klatki. Załączyłam przy okazji swój list, który ma trafić do skrzynek wszystkich mieszkańców i również będzie wywieszony na tablicach informacyjnych.
Całość napisana jest prostym i zrozumiałym językiem. Co spowodowało, że było konieczne napisanie takiego listu?
Po pierwsze troska o ludzi, którzy nie bardzo mają świadomość, jak się zachować i co robić. W internecie krąży tyle nieprawdziwych informacji, że pomyślałem sobie, że jak się podpiszę z imienia i nazwiska, to może będzie to bardziej skuteczne jako informacja od fachowca.
Po drugie kierowała mną troska o pacjentów, którzy też nie zawsze wiedzą, co mają robić. A dla moich chorych - zwłaszcza chorych na przewlekłe choroby układu oddechowego - jest to niezwykle istotne. Ich choroba nie stanowi o zwiększonym ryzyku zachorowania, czyli narażeni są tak samo na zachorowanie jak wszyscy inni, natomiast przebieg ich choroby może być znacznie cięższy niż u innych. Cięższemu przebiegowi choroby sprzyja także palenie papierosów, niezależnie od innych czynników - to jest wystarczający powód, żeby przestać palić.
W sobotę 10 października w całej Polsce zaczęły obowiązywać obostrzenia dla tzw. strefy żółtej. To między innymi zasłanianie ust i nosa w przestrzeni publicznej. Jakie są teraz najważniejsze dla nas wszystkich rekomendacje?
Najważniejsze są trzy. Po pierwsze mycie i/lub dezynfekcja rąk. Sama noszę w torebce małe opakowanie płynu do dezynfekcji rąk i jak wsiadam do samochodu, wychodząc ze szpitala, czy wychodząc ze sklepu, czy skądkolwiek, najpierw odkażam ręce, a dopiero potem zdejmuje maseczkę. Jak przychodzę do domu, to po pierwsze myję ręce.
Druga rzecz to jest noszenie maseczek we właściwy sposób. Żeby maseczka była skuteczna, musi zakrywać nos i usta. Nie może być na samych ustach czy pod brodą, bo wtedy oczywiście nie działa. Chodzi o to, że w czasie mówienia kropelki śliny z możliwą zawartością wirusa, czy czasem też bakterii, przemieszczają się. W czasie zwykłego mówienia przemieszczają się na odległość około dwóch metrów, a w czasie kaszlu lub kichania ta odległość może być znacznie większa i osiąga mniej więcej siedem, osiem metrów. Potwierdzają to badania naukowe i pomiary tych odległości w różnych sytuacjach. Czyli jeśli jesteśmy bez maseczki i kichniemy w sklepie, czy autobusie, to cała zawartość, że tak to ujmę, tego, co wydostanie się z naszych ust, przemieszcza się do innych ludzi, na powierzchnie, poręcze drzwi, przedmioty w sklepie. Wirus utrzymuje się na tych powierzchniach kilka godzin. Inni ludzie to inhalują, te wirusy dostają się na błony śluzowe czy na skórę, albo np. ludzie dotykają zabrudzonych przedmiotów i powierzchni. Możliwość zakażenia innych ludzi, zwłaszcza wirusem SARS-CoV-2, jest niezwykle łatwa. Proszę sobie wyobrazić, do ilu miejsc dotykamy ręką tylko przy wychodzeniu z domu (klamka, drzwi, poręcz, przyciski w windzie…).
Kolejna rzecz, o której warto pamiętać, to właśnie zachowanie tego dystansu dwóch metrów. Właściwie założona maseczka i odległość dwóch metrów w miejscach publicznych, pozwala na znaczne ograniczenie możliwości rozsiewania wirusów i bakterii.
Czy maseczki muszą mieć jakieś specjalne parametry?
Maseczki są różne. Najprostsza maseczka - będąca kawałkiem materiału bez filtra - w pewien sposób również chroni. Chodzi o to, żeby taka osłona zatrzymywała na sobie to, co wydychamy nosem i ustami wraz z powietrzem. Ona nie jest idealna. Lepsza jest maseczka z filtrem, która zatrzymuje więcej substancji, które wykrztuszamy czy wydmuchujemy. Ale jeśli wszyscy mamy takie najzwyklejsze maseczki, to chronimy się nawzajem. Noszenie maseczki nie jest ochroną nas, tylko innych przed nami. Nie nosząc maseczki, zachowujemy się w sposób egoistyczny. I ja nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś nie może nosić maseczki, że mu jest tak duszno, że nie da rady - to są oczywiście wymysły. W skrajnych przypadkach może tak się zdarzyć. Jednak jeśli ktoś może wyjść z domu, to nie wyobrażam sobie, żeby nie mógł nałożyć maseczki na usta i nos. Specjalistyczne maseczki z filtrem chronią również nas, takie nakładamy w szpitalu, idąc do pacjentów, którzy mogą być zarażeni.
Czytaj także:
- Ekspert: niestety zaczyna wykształcać się postawa "nie noszę maseczki, jestem bohaterem"
- "Nie będzie taryfy ulgowej". Rzecznik KGP o karach za brak maseczki
Wspomniała pani o kontakcie wirusa ze skórą.
To wyniki ostatnich japońskich badań, które ze względów etycznych - bo nikogo nie chciano narażać na kontakt z tym wirusem - były bardzo trudne do wykonania. Jeśli wirusy czy bakterie, a zwłaszcza wirus SARS-CoV-2, trafią na skórę, to mogą przebywać na niej od 9 do 11 godzin. Dlatego dezynfekcja i mycie rąk jest tak ważne, ponieważ likwiduje tego wirusa w sposób bardzo szybki i przestajemy być narażeni na zainfekowanie.
To tylko trzy i aż trzy rekomendacje. Czy jeśli będziemy się do nich sumiennie stosować, to jest to wystarczające? Pytam, ponieważ zbliżają się uroczystości Wszystkich Świętych, co wiąże się z podróżami przez Polskę na rodzinne groby, ale także tłumami w środkach komunikacji publicznej i licznymi wizytami na nekropoliach.
Nie ma innych sprawdzonych metod i nie mamy innych możliwości. Oczywiście należy unikać dużych zgromadzeń i jeżeli nie musimy wychodzić z domu, czy iść do jakiegoś wielkopowierzchniowego sklepu, czy na jakieś zgromadzenie, to lepiej tego nie robić. Zwłaszcza dotyczy to osób, które mają przewlekłe choroby czy osób w podeszłym wieku, bo to grupa bardziej narażona na ciężki przebieg choroby.
Wracając do uroczystości listopadowych - myślę, że cmentarzy nie da się zamknąć, ale byłoby rozsądnie, żeby odwiedziny na cmentarzach rozłożyć na parę dni. Zawsze tak było, że w Dzień Zaduszny, Wszystkich Świętych, to było kilka dni i niekoniecznie trzeba być 1 listopada na cmentarzu. Myślę, że trzeba się nad tym zastanowić i unikać, również w tym przypadku, dużych skupisk, a jeśli już, to bezwzględnie z zachowaniem tych procedur, o których mówiłyśmy. Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to nie tylko wizyty na cmentarzach, ale też spotkania rodzinne. Te dni są zwykle okazją do spotkań osób, które rzadko się widują, mieszkają w różnych częściach Polski. Takie spotkania mogą być przyczyną zakażenia i rozprzestrzeniania się choroby.
Zmieńmy nieco temat. Wracając do obostrzeń, są osoby, które je kontestują, ignorują, a nawet nawołują innych do tego, żeby ich nie przestrzegały. Jest również grupa osób, które twierdzą, że wirus nie istnieje. Ostatnie badania wskazują, że już prawie co piąty Polak uwierzył w to, że nie ma żadnej epidemii.
To jest głupota, taka jak wiara w to, że Ziemia jest płaska. Niektórzy twierdzą, że wirusa nie widać, a nawet bakterii nie widać. Trudno kogoś przekonywać do oczywistości - można je zobaczyć pod mikroskopem. Jeśli czegoś nie widać gołym okiem, to nie znaczy, że tego nie ma.
Jest wirus, jest epidemia, są zachorowania, ludzie z tego powodu umierają - i nie ma żadnych wątpliwości co do tego. I głupota ludzi, którzy twierdzą, że jest inaczej, kończy się czasem tragicznie. Tak jak opowiadał jeden z dolnośląskich profesorów, że właśnie dwie osoby, które bardzo protestowały przeciwko pandemii, twierdząc, że nie ma tego wirusa, nawet kpiąc ze służby zdrowia, właśnie walczą o życie na jego oddziale. Myślę, że wkrótce wszyscy będą mieli w rodzinie i wśród znajomych kogoś, kto przechorował lub zmarł z powodu infekcji spowodowanej SARS-CoV-2, wtedy dużo trudniej będzie zaprzeczać oczywistościom, ale ta prawda będzie znacznie bardziej bolesna.
Ze względu na swoją specjalizację ma Pani profesor kontakt z pacjentami zakażonymi koronawirusem.
W naszej Klinice Pulmonologii dużo jest sytuacji, w których pacjenci trafiają przypadkowo. W piątek doszło do takiej sytuacji, że całkiem nierozsądny lekarz rodzinny skierował panią, która miała 90 proc. objawów infekcji spowodowanej koronawirusem - miała bóle mięśniowe, straciła poprzedniego dnia węch i smak oraz kaszlała. Nie miała jedynie gorączki, bo brała dużo leków obniżających temperaturę. Nie miała tego jednego z głównych objawów i lekarka po zbadaniu wypisała skierowanie do szpitala. Czujny kolega przed zbadaniem pacjentki już u nas w szpitalu ubrał się w pełen strój ochronny. Jak się później okazało z pobranego wymazu, pacjentka jest dodatnia. W tej chwili leży u mnie w klinice. To nie pierwszy pacjent, który w ten sposób do nas trafił, narażając innych. My [lekarze - przyp. red.] wiemy jak się zachować, jesteśmy przygotowani do tego, żeby się odpowiednio ubrać, ale narażone są inne osoby. Chodzi o innych - nie wiemy, czy ta pacjentka przyjechała taksówką, czy przywiózł ją ktoś z rodziny, czy jechała do nas autobusem i kogo po drodze zaraziła, a także ile osób mogła zarazić po przyjęciu do szpitala…
W swojej karierze zawodowej zdiagnozowała Pani profesor setki, a nawet tysiące pacjentów pod kątem chorób układu oddechowego. Co wyróżnia zachorowania spowodowane koronawirusem w porównaniu do chorób, które już znamy?
Głównie mam okazję rozmawiać z chorymi, którzy przebyli tę infekcję w innych ośrodkach. Często trafiają do mnie pacjenci, którzy opowiadają mi, jak wyglądał przebieg ich zachorowania. Nawet osoby, które miały wirusowe zapalenie płuc, ale nie trafiły na OIOM i pod respirator mówią, że głównie to jest osłabienie, trudności w poruszaniu się i niepokój związany z izolacją. Opiekę nad nimi sprawują osoby ubrane w całkowity strój ochronny, czyli gogle, kaptur, rękawiczki, biały czy zielony kombinezon itd. Pacjenci w zasadzie nie widzą wtedy twarzy osoby, która do nich przychodzi i nie wiedzą początkowo, czy to pielęgniarka czy lekarz. Ten element braku kontaktu jest dla chorych również niepokojący. Pacjenci mogą mieć za to ze wszystkimi kontakt telefoniczny.
Opowiadają, że w pierwszych dniach - trzeciego, czwartego dnia - tego ciężkiego zapalenia płuc tak się źle czuli, że mieli wrażenie, iż umierają. W ciągu całej choroby dokucza głównie duszność i trudności z oddychaniem, trudności w poruszaniu się, brak apetytu i wszystko to, co jest związane z ciężką chorobą. Charakterystyczne jest też osłabienie, nawet takie, że czasami nie są w stanie odebrać leżącego przy łóżku telefonu. Ponadto długotrwała gorączka do 39-40 st. C. Wspominają, że wychodząc ze szpitala - już z ujemnymi wynikami, wyleczeni - pierwsze dziesięć kroków wykonywali z trudnością. Pocovidowi pacjenci dochodzą do siebie długie tygodnie i miesiące.
Czytaj także:
- Rzecznik rządu: szpitale są gotowe przyjąć kolejnych chorych, mamy zapasy miejsc i respiratorów
- "Od dziś naciskamy hamulec". Minister zdrowia o pandemii koronawirusa
Jak wygląda rehabilitacja takich pacjentów?
W tej chwili jest u mnie na oddziale rehabilitacyjnym kobieta, która w maju leżała w szpitalu zakaźnym w Warszawie. To młoda, wysportowana osoba, która dwa razy w tygodniu chodziła na basen, codziennie jeździła po kilkanaście kilometrów rowerem. Mówi, że w zasadzie teraz może już przejść kilka kilometrów, ale jest to dla niej niewyobrażalny wysiłek. Ma uczucie osłabienia, zmęczenia, utrzymują się bóle mięśniowe. Z całą pewnością to są pozostałości infekcji, mimo że jej zapalenie płuc nie było bardzo ciężkie, a w kontrolnym badaniu tomografem komputerowym przy wypisie ze szpitala w zasadzie nie było już żadnych zmian. Te objawy choroby, które miała w czasie pobytu w szpitalu, utrzymują się do tej pory, chociaż mają znacznie mniejsze nasilenie.
Rehabilitacja tych pacjentów to ćwiczenia oddechowe i poprawiające ogólną sprawność. To nie jest nic szczególnego, ale ludzie, którzy nie mieli wcześniej żadnego kontaktu z chorymi i sami nie chorowali, nie mają pojęcia, co ma znaczenie i jakie ćwiczenia mogą wykonywać.
Jest szansa, że właśnie w naszym szpitalu w Olsztynie powstanie pierwsza w Polsce przychodnia dla osób pocovidowych, gdzie będą mogli np. mieć kontrolę po przebytej chorobie.
Rozróżnijmy dla jasności - czym różni się to zapalenie płuc, które jest spowodowane koronawirusem, od tego, które do tej pory znaliśmy?
Do tej pory spotykaliśmy się z przypadkami zapalenia płuc spowodowanego najczęściej przez infekcje bakteryjne, na które mamy leki - antybiotyki. Natomiast na tę wirusową infekcję nie ma przyczynowego leczenia. Są próby leczenia w tych ciężkich stanach różnymi lekami, które mogą mieć działanie przeciwwirusowe (np. leki stosowane w AIDS). Co istotne, u części pacjentów, którzy przeszli ciężkie koronawirusowe zapalenie płuc i byli pod respiratorem, pozostają nieodwracalne, nasilone zmiany, czy uszkodzenie miąższu płuc.
Był taki przypadek zdrowego wcześniej, ok. 45-letniego ratownika medycznego ze Śląska, który miał tak uszkodzone płuca po przebyciu infekcji, że doszło do całkowitej niewydolności oddychania. Miał on jako pierwszy w Polsce i chyba pierwszy na świecie po przebyciu COVID-19 przeszczepione płuca i dzięki temu żyje.
Musimy się przygotować, że takie sytuacje mogą stać się codziennością w czasie pandemii i po jej zakończeniu. Podsumujmy zatem, jakie są trwałe konsekwencje zachorowania na COVID-19.
Najpoważniejsza konsekwencja tej infekcji to zgon. Śmierć może dotyczyć nie tylko osoby w podeszłym wieku i z chorobami współistniejącymi, ale również młodych ludzi, którzy wcześniej byli całkiem zdrowi. To jest najpoważniejsza konsekwencja. Polska statystycznie jest w dość dobrej sytuacji w porównaniu z innymi krajami, bo stosunkowo niewielki procent osób umiera. Ale każda pojedyncza śmierć jest dramatem.
Inne możliwe konsekwencje, to trwałe uszkodzenie układu oddechowego. O kolejnych, odległych konsekwencjach trudno jest na razie mówić. To jeszcze zbyt krótki okres, żeby mówić o konsekwencjach choroby po kilku latach. To jedna z tych rzeczy, których o wirusie nie wiemy – jak długo to będzie trwało, jakie są odległe konsekwencje przebycia zakażenia oraz dlaczego i w jaki sposób zakażenie może się szerzyć od osób, które nie mają żadnych objawów choroby i są nosicielami. Tych niewiadomych w dalszym ciągu jest sporo. Ponadto teraz nie mamy też przyczynowego leczenia. Są prowadzone prace nad szczepionką, ale tak naprawdę nie wiadomo kiedy ona będzie dostępna.
Czy w tej sytuacji jesteśmy w stanie wyhamować liczbę zakażeń skrupulatnym stosowaniem się do tych trzech rekomendacji?
Najważniejsze jest właśnie to, co wszyscy możemy zrobić, czyli stosowanie się do tych zaleceń: dystans, maseczka i mycie rąk. Po to, żeby nie dopuścić do zachorowania samemu, a po drugie do szerzenia się infekcji wśród innych.
Jak rozumiem, jako zwykli obywatele możemy przyczynić się do wyhamowania liczby zakażeń?
Oczywiście. Pomóc nam w tym może także unikanie dużych zgromadzeń - rodzinnych spotkań, wizyt w restauracjach, barach i pubach. Myślę, że takim postępowaniem jesteśmy w stanie wyhamować przebieg tej epidemii i wyhamować liczbę osób zarażonych, chorujących i liczbę zgonów. Gdyby wszyscy się stosowali do tych zaleceń, to - biorąc pod uwagę, że choroba rozwija się w ciągu około dwóch tygodni - pierwsze efekty naszych działań - zmniejszenie liczby zachorowań - byłyby widocznie dopiero po tym czasie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Sabina Treffler, PolskieRadio24.pl
***
Prof. dr hab. n. med. Anna Doboszyńska to pulmonolog i alergolog z Samodzielnego Publicznego Zespołu Gruźlicy i Chorób Płuc w Olsztynie. Jest koordynatorem Zespołu Kliniki Pulmonologii z Warmińsko-Mazurskim Ośrodkiem Diagnozowania i Leczenia Rzadkich Chorób Układu Oddechowego, specjalistycznego oddziału zajmującego się leczeniem pacjentów m.in. chorych na astmę, zapalenie płuc i nowotwory płuc. Ponadto zajmuje się także dydaktyką na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie w Katedrze Pulmunologii.