Aktualności
OJCZYZNA JEST TAM, GDZIE ZIEMIA I GROBY
BARTOSZ GAWRON,
gość II Festiwalu Polskich Filmów Dokumentalnych w Nowym Jorku,
reżyser dokumentalista, reporter TV Trwam, wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu,
uczestnik Międzynarodowych Motocyklowych Rajdów Katyńskich,
w rozmowie z MARKIEM GIZMAJEREM
Od jak dawna uczestniczy Pan w Rajdach Katyńskich?
Wiosną 2008 roku poznałem komandora rajdów Wiktora Węgrzyna podczas nagrania programu o rajdach w Telewizji Trwam. Zaprzyjaźniliśmy się i już w sierpniu pierwszy raz wyjechałem na Wschód. Rajdy są organizowane corocznie od 2001 roku. Wiktor zmarł dwa lata temu w Chicago, obecnie komandorem jest Katarzyna Wróblewska. Cztery razy pojechałem na rajd z kamerą, w tym roku Telewizja Trwam emitowała 20 kilkuminutowych codziennych relacji „prosto z drogi”.
Dokąd jeździcie?
Dziś rajdy są rozbudowaną imprezą, w której motocykliści przemieszczają się różnymi trasami w różnych terminach. Standardowo odwiedzamy Ukrainę, Rosję, Białoruś i Litwę (ok. 6500 km), ale byliśmy też w Tobolsku, Wiedniu, rok temu w Gruzji. Najdalsza wyprawa dotarła do polskiej wsi Wierszyna nad Bajkałem, a kilku uczestników Rajdów Katyńskich dotarło aż na Magadan. Odwiedzamy dziesiątki różnych miejsc ważnych dla Polski i naszej historii, takich jak cmentarze, sanktuaria, pola bitew czy po prostu miejscowości, w których od pokoleń mieszkają Polacy. W tym roku główna grupa pojechała standardową trasą „Semper Fidelis”, druga ruszyła do Archangielska pod hasłem „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”, a trzecia do miejsca polskiej wsi Huta Pieniacka całkowicie wymordowanej przez banderowców w 1944 roku. Jak co roku było około stu uczestników. W przyszłym roku z okazji 20-rocznicy pierwszego rajdu planujemy nie tylko standardową trasę, ale też podróż po USA śladami Wiktora Węgrzyna i innych wielkich Polaków i ważnych miejsc.
Kim są uczestnicy Rajdów Katyńskich?
To przedsiębiorcy, robotnicy, policjanci, kierowcy TIR-ów, właściciele hurtowni, piloci, górnicy, lekarze, dosłownie przekrój całego społeczeństwa. Ludzie w najróżniejszym wieku, różnych zawodów i z różnych środowisk. Większość to Polacy z całego kraju, ale są też przedstawiciele Polonii i innych narodów. Każdy dokłada się finansowo albo rzeczowo. Jeżdżą rodziny. W tym roku 14-letnia dziewczynka jechała na motorze w tatą, a mama prowadziła bus z zaopatrzeniem. Są tacy, którzy kupili motocykl specjalnie na rajdy. Czasem planują to latami. Jedno jest pewne, to są ludzie twardzi. Żelazną zasadą rajdów jest to, że jedzie się zawsze, bez względu na pogodę i okoliczności. Deszcz, grad, mróz nie mają znaczenia. Warunki są spartańskie, nocujemy zwykle pod namiotami, gdzie się da. W tym roku rajd trwał 23 dni, a noclegów pod dachem mieliśmy pięć.
Gdzie byliście w tym roku?
Jeszcze w Polsce odwiedziliśmy sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Strachocinie, a na Ukrainie Dytiatyn, Zadwórze, Hutę Pieniacką i oczywiście Lwów. Byliśmy na Wzgórzach Wuleckich, gdzie w czasie II wojny Niemcy wymordowali polskich profesorów, i na Cmentarzu Orląt, na którym rzeźby polskich lwów wciąż są zabudowane deskami. Rok temu młodzi polscy patrioci odpalili tam racę aby oddać cześć Orlętom i omal nie trafili do więzienia. Byliśmy w Maćkowcach, gdzie Polacy mieszkają nieprzerwanie od XVII wieku i posługują się piękną polszczyzną. Na Ukrainie wciąż istnieją wsie w całości zamieszkałe przez Polaków. Na Białorusi w Lidzie jest ich 40 tysięcy. W tym roku pierwszy raz dotarliśmy do Starobielska. Tam praktycznie nie ma drogi, jechaliśmy 20 km/godz. O każdej naszej trasie można opowiadać godzinami. W 2010 roku byliśmy na miejscu katastrofy TU-154 pod Smoleńskiem. Chcieliśmy zawieźć do Polski trochę ziemi. Tuż pod powierzchnią leżały ludzkie szczątki. Zawieźliśmy także fragment szczęki. Później genetycy ustalili, że należała do gen. Błasika. W tym samym czasie ówczesne “polskie” władze zapewniały o perfekcyjnym polsko-rosyjskim śledztwie.
Jak jesteście przyjmowani na Kresach?
Tego nie da się opisać. Dla wielu Polaków jesteśmy po prostu Polską. Oni zresztą podkreślają, że nie są żadną Polonią, tylko Polakami. Gdy przyjeżdżamy łzy radości leją się często i u nich, i u nas. Niektórzy ludzie klękają widząc polskie flagi na motocyklach. Czasem całują nas po rękach. Pewien staruszek ucałował motocykl. W wielu miejscach dzień naszego przyjazdu jest lokalnym świętem. Mieszkańcy witają nas, goszczą, śpiewają przygotowują programy artystyczne. Czekają na nas cały rok. Oni zapłacili ogromną cenę za zachowanie polskości. Trzeba pamiętać, że w czasach sowieckich powszechna była rusyfikacja, a za samo mówienie po polsku groziła wywózka na Syberię. Z perspektywy Kresowian widać, że nasze problemy w kraju są śmieszne i sztuczne. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jaki skarb mamy między Tatrami a Bałtykiem. To Polacy z Kresów uczą nas tego skarbu. Uczą nas też wartości, które tam wciąż są żywe, a u nas stopniowo zanikają, takie jak otwartość, bezinteresowność, uczynność, wiara, prawda. Stale ktoś nam pomaga, np. naprawić motocykl, całkiem za darmo, poświęcając swój czas. Najhojniejsi są najbiedniejsi. My odwdzięczamy się jak możemy. Organizujemy pomoc charytatywną, przywozimy prezenty dla dzieci, zwłaszcza z domów dziecka, dla których często jesteśmy jedynym wzorcem ojca. Zawieźliśmy też ponad dwadzieścia pomników Jana Pawła II, w tym jeden do Tobolska. Pomaga nam też policja i lokalne służby. W 2015 roku specjalnie dla nas na 20 minut stworzono przejście graniczne między Białorusią a Rosją. Wszędzie jest bardzo bezpiecznie, choć cały czas jesteśmy bacznie obserwowani, bo przecież mamy wojskowy ceremoniał, szyk, oddziały i dowódców. Pomagają nam też polskie służby konsularne.
Jak tam się żyje?
Wciąż panuje bieda. Na Białorusi ceny są wyższe niż Polsce, a zarobki rzędu 800 zł. Na Ukrainie ceny są podobne do Polskich, ale zarobki jeszcze niższe. Taksówkarz we Lwowie zarabia równowartość 500 zł miesięcznie. Białoruś jest niesamowicie czysta i uporządkowana. Na Ukrainie rzeczywistość wygląda znacznie gorzej. Pełno jeszcze śladów komunizmu, prawie w każdym mieście stoi jakiś pomnik Lenina, niestety pojawiają się też nowe pomniki Bandery. Tamtejsze społeczeństwa były kilkadziesiąt lat indoktrynowane, żyły w ciągłym strachu, przeszły głód i zbrodnie, nie znają swojej prawdziwej historii. Do toruńskiej uczelni przyjeżdżają studentki z Ukrainy, które nie wiedzą o niczym. Według sowieckiej historii II wojna światowa zaczęła się w 1941 roku. A przecież na Krasach wciąż żyją naoczni świadkowie i potomkowie świadków nieludzkich zbrodni, jakie miały tam miejsce.
Jak to możliwe, że przez tyle lat organizujecie tak trudne przedsięwzięcie?
Ono ma wymiar duchowy. Jest jakby pielgrzymką do miejsc uświęconych polską krwią. Zawsze jedzie z nami kapelan, codziennie odprawiamy Mszę. Jeździmy w okresie wakacyjnym, a w kwietniu odbywa się zlot motocyklowy na Jasnej Górze im. Ks. Zdzisława Peszkowskiego, kapelana Rodin Katyńskich, cudem ocalonego więźnia obozu w Kozielsku. To on razem z Wiktorem Węgrzynem był inicjatorem Rajdów Katyńskich, a potem przez lata był naszym przewodnikiem duchowym. Mamy też orędowników w niebie, nie tylko ks. Zdzisława, ale także ostatniego prezydenta na uchodźctwie Ryszarda Kaczorowskiego i Kornela Morawieckiego, którzy wspierali nas za życia. Rajdy Katyńskie to Boże dzieło. Jesteśmy serdecznie witani przez mnichów prawosławnych w Ostaszkowie, którzy swego czasu pojechali na Jasną Górę przeprosić Naród Polski za zbrodnie komunizmu. Paulini podarowali im w prezencie obraz Matki Bożej, na którym przed katastrofą smoleńską pojawiły się łzy. Naszym celem jest wsparcie Polaków i ducha Polski na Kresach, na których przelano morze polskiej krwi. Tam ludzie ginęli za to, żebyśmy my byli wolni. Naszym obowiązkiem jest pamiętać, podtrzymywać i trwać. Ojczyzna jest tam, gdzie ziemia i groby.
Dziękuję za rozmowę.