Strona główna
Krzysztof Nagrodzki- Mechanika gruntu. Z listów do przyjaciół. I znajomych
Kolego, pogadajmy jak inżynier z inżynierem!
- Inżynierowie od budownictwa.
Wiem, że Ty wiesz, iż podstawą stabilności jakiejkolwiek budowli jest mocny, właściwie policzony i wykonany dobry fundament.
Na stabilnym, bądź ustabilizowanym gruncie.
To chyba pamiętamy jak tabliczkę mnożenia.
I żadna przypadłość starcza tego nie zatrze, prawda?
- Zatem wyjaśnij mi –proszę- skąd w lewiźnie (lewiźnie mentalnej) taka amnezja cywilizacyjna?
Te skłonności do ulegania- ba! - do hurra ulegania - a nawet hurra narzucania – różnych… powiedzmy delikatnie - eksperymentów ideolo – społecznych, obyczajowych, które ongiś nazywało się po prosto zbokami, ulegającymi podszeptom z piekła rodem.
- No-skąd? Przecie w zaciszu lewych gabinetów-przy koniaczku- również szydzi się z tego.
- Zatem?...
- Nawyk aktywu do wszelkich zleceń?...
- Chodzi o kolejną realizację zadania z piekielnych-jak zwykle- podszeptów i nakazów woli- już nie wolnej woli?...
- Po co to, skoro dotychczasowe posadowienia na takim nieustabilizowanym gruncie, zawsze kończyły się zachwianiem budowli, jeżeli nie upadkiem. Z tragicznymi konsekwencjami nie tylko dla lokatorów, ale i dla budowniczych. A w dalszej perspektywie- dla projektantów. To nieuniknione. Historia wszak tego naucza. Tego i nie tylko tego Świata…
I zapamiętać należy- raz na zawsze - Nie tylko TEGO Świata!
***
I jeszcze odpowiedź na Twoje konkretne pytanie.
- Żeby nie było, że zbywam, albo, że nie... pamiętam :-)
- Pytałeś, czemuś, o najpiękniejsze i najtrudniejsze chwile, dni.
- Pytanie niby proste, i prosta powinna być odpowiedź, wydobywana z nieco sfatygowanej pamięci...
- To ma być taka swoista podróż pamięci. Podróż retro...
- No to, niech będzie.
Zacznę od trudnych…
…Albo bez dzielenia na łatwe i trudne.
To się przeplata...
Życie...
Pierwsza bardzo emocjonalna "trudność" to była konieczność przyjęcia do wiadomości i świadomości, iż kochani ludzie muszą odchodzić z tego padołu.
Na zawsze.
Moje drogie Babcie, drogi Wujek i Ciocia.
Oczywiście-później Tata i Mama.
To było bardzo trudne- szczególnie pierwsza-wiadomości.
Konieczność...
Wiedza o Konieczności-kiedy młody, bardzo młody człowiek jeszcze nie miał takiego bliskiego doświadczenia-które wszak było udziałem-nieraz w jakże tragicznych, wojennych okolicznościach-Rodziców, Dziadków- taka wiedza jest trudna.
O dziwo-pamiętam również dobrze ten-zupełnie zda się irracjonalny- smutek, kiedy żegnałem naszych przyjaciół na Okęciu.
Odlatywali w świat. Konkretnie-do Stanów i Kanady.
Na stałe.
Smutek o tyle irracjonalny, iż przecie w dobie dzisiejszych możliwości to nie zaświaty...
A jednak...A jednak odczuwało się, iż ubywa jakaś cząstka "naszości", jakaś wymiana na.. kasę ?
A może-po prostu-na przygodę życia...
Ale przecie bywały i powroty.
W tym mego starego druha z warszawskich czasów, który znając wyśmienicie język i mając dochodową pracę, mógł się "urządzić" w Stanach.
A jednak wrócił.
Wrócił do swojej Warszawy.
- Miasta swoich dzielnych Przodków i naszych-już wspólnych w latach sześćdziesiątych –studenckich poznawań i ...doznawań :-).
Poznawań tajników budownictwa wodnego na Politechnice Warszawskiej-w tym rozpoznawania różnych gleb, skał i ich mechaniki; tudzież doznawań innych...gruntów… Hmm... Darujmy sobie szczegóły... To były lata działania…powiedzmy wybiórczo skondensowanego (oprócz obowiązkowych przedmiotów politechnicznych ) na - Wein, Weib und Gesang :-)
Dlatego, mimo, iż dawno nie widzieliśmy się, a możliwe, iż nieco inaczej postrzegamy rzeczywistość, mam ten czas w dobrej pamięci.
Pamięci, która została – dzięki Bogu! – ukształtowana i ugruntowana przez dobry Dom: Mamę , Tatę, Babcie.
Przez dobrych Księży katechetów.
Przez dobrych Profesorów.
Przez piękne przygody z Kolegami i Dziewczynami nad Bugiem i Wisłą.
I w Tatrach.
I nad Bałtykiem.
I w Łodzi.
- W życiu…
Tutejszym.
Oby wystarczyło przy Bramach Raju… :-)
za: http://krzysztofnagrodzki.pl